Samochodzik

Nazywam się Samochodzik. Jestem zabawką małego chłopca o imieniu Piotruś. Chłopiec codziennie bawi się mną od rana do wieczora. Ostatnio tak przy mnie majsterkował, że odpadły mi trzy kółka i porysowała się karoseria. Przez to wszystko niemalże zostałem wystawiony na organizowaną przed naszym domem wyprzedaż niepotrzebnych zabawek. Na moje szczęście tata chłopca - mój wybawca przykręcił mi kółka i pomalował mnie. Gdy chłopiec zobaczył, że nic mi nie jest, postanowił nadal się mną bawić. Jestem mu za to bardzo wdzięczny.
           Jeżeli wydaje się Wam, że ta historia jest straszna ­- jesteście w błędzie! Przygoda z wyprzedażą to ,,bułka z masłem" w porównaniu z tym, co Wam teraz opowiem.
           Było to tak. Pewnego dnia Piotruś bawił się mną na biurku. Puszczał mnie od jednego brzegu blatu do drugiego. W pewnym momencie chłopiec zbyt mocno mnie popchnął i spadłem na podłogę. Gdy wylądowałem na dywanie, zainteresował się mną leżący pod krzesłem pies. Reksio - bo tak miał na imię pies - złapał mnie w swoje szpony i ... wybiegł do ogródka. Wierzcie mi, było to tragiczne przeżycie! Już myślałem, że po mnie, że nikt mi nie pomoże! Pies zaczął mnie rozszarpywać, już widziałem jego ogromną paszczę. Nagle podszedł pewien człowiek. Nieznajomy wziął mnie do swego prawdziwego samochodu i odjechał. W pierwszej chwili pomyślałem: ,,dzięki ci, kimkolwiek jesteś!". Szybko jednak zorientowałem się, że zostałem porwany. Bardzo się bałem. Człowiek ów zawiózł mnie do jakiegoś magazynu z zabawkami. Poznałem tam inne samochodziki. Okazało się, że one też zostały porwane.
           Gdy Piotruś zorientował się, że mnie nie ma, rozpoczął poszukiwania. Nie dziwię się. Przecież sam mówił, że jestem jego ukochanym samochodzikiem. Jednak to nie mój właściciel odnalazł mnie. Nie zgadniecie, kto tego dokonał! Był to Reksio! Pies, który jeszcze niedawno chciał mnie pożreć. Od tamtej pory Reksio dostaje w nagrodę ogromną porcję jajecznicy. Zazdroszczę mu! Ja jestem wciąż na tym samym oleju! Mam nadzieję, że Was nie zanudzam, bo to jeszcze nie koniec moich przygód.
           Pewnego pięknego dnia Piotrek sterował mną za pomocą pilota, jeżdżąc moimi kołami po łapkach Reksia. Psu się to nie podobało (trudno się temu dziwić), więc zaczął mnie atakować i pogryzł mi spoiler. Chłopiec oczywiście tego nie widział, ponieważ w międzyczasie poszedł na obiad do kuchni. Reks wiedząc, że nikt go nie kontroluje potwornie się rozbestwił. Pogryzł mi maskę, a co gorsza rozbroił mój silnik. Pomyślałem: ,,pech to pech!".
           To, co teraz usłyszycie przechodzi ludzkie pojęcie. Otóż pewien wielki obrzydliwy Pitbull chwycił mnie w swoją paszczę i zaniósł mnie jakiemuś wariatowi, który miał fioła na punkcie samochodów sterowanych pilotem. Nie zdajecie sobie sprawy z tego, ile on ich miał! Ciekawe ilu dzieciom je zabrał? Ach, to straszne! Biedne maluchy, współczuję im.
           Piotruś oczywiście zauważył moją nieobecność, na dywanie bowiem leżały kawałeczki mojego spoilera. Uznał jednak, że to sprawka Reksa. Tak więc byłem zdany wyłącznie na siebie. Wydawało mi się, że nie mogę nic zrobić. Gdy tak rozpaczałem, nagle olśniło mnie. Spostrzegłem, że ten pan naprawia wszystkie ukradzione modele samochodzików. Ciekawe, w jakim celu to robi? Poprosiłem więc, dopiero co naprawione auto, by mocno mnie pchnęło do przodu. I tym sposobem znalazłem się na początku kolejki do mechanika. Kiedy byłem już zupełnie sprawny, namówiłem kolegów do ucieczki. Mój silnik pracował teraz niezawodnie. Szybko dotarłem do domu. Mam nadzieję, że moi kumple też.
           Nawet nie wiecie jak bardzo Piotruś ucieszył się na mój widok. Od tamtej pory zajmuję honorowe miejsce na najwygodniejszej półce w jego pokoju. Ogromnie się z tego cieszę. I powiem Wam w tajemnicy, że na razie nigdzie się nie wybieram. Muszę odpocząć. Cześć.