"Pół słówka od reżysera"

Tylko wariat! Tylko szaleniec! Tylko ktoś o przerośniętej ambicji kazałby grać dzieciom z podstawówki w Hamlecie! Tego się nie robi!!! - tak zapewne bym zareagował, gdybym usłyszał, że ktoś gdzieś zabiera się do pracy z maluchami nad tekstem tak kanonicznym dla teatru i dramatu, jak nie przymierzając - Biblia dla Kościoła. Nie dość, że - jak to u Szekspira bywa, trup ściele się iście hollywoodzkim dywanem, krew leje się strumieniami, to jeszcze ranga poruszanych tematów sięga wyżyn refleksji nad egzystencją człowieka i świata, zaś cudowny język, choć jest przecież majstersztykiem poetyckiego kunsztu, to jednak wymaga wprawnej interpretacji i dobrego zrozumienia ukrytych pod nim intencji i znaczeń. Więc tylko bezbrzeżny pyszałek, lub człowiek niespełna rozumu porwałby się na taką inscenizację z dziećmi z klas II, III i IV (a w takich klasach aktorzy byli, gdy rozpoczynaliśmy, przed dwu laty pracę nad tekstem), nawet biorąc pod uwagę znaczące skróty w tekście, odrzucenie wszystkich co bardziej brutalnych, czy obscenicznych fragmentów - tak też bym stwierdził, gdybym usłyszał, że ktoś porywa się z dziećmi na takie przedsięwzięcie.Tylko wariat mógłby wykoncypować, iż dzieci potrafią zrozumieć skomplikowane myśli postaci, targające nimi ,,dorosłe" emocje, czy motywy pchające je do intryg i podłych knowań, bądź najbardziej szlachetnych zamierzeń i uczynków... Tylko wariat...
            Widać - sam jestem takim wariatem, takim trochę ,,polskim", którego hiszpańskie baterie ustawiane w dolinie Somosierra mogą jedynie natchnąć do szarży, a nie do kontemplacji. Widać, jestem takim wariatem, ale w tym dobrym znaczeniu, razem z tymi dzieciakami, że na coś takiego się porwaliśmy... Oni zaufali mnie, ja im, i razem, przez dwa lata sunęliśmy w tej szarży, w ułańskich czako zawadiacko przekrzywionych na głowach, z rozwianymi włosami, z błyskiem w oku, a finał tej kawaleryjskiej fantazji zobaczycie Państwo dzisiaj... A wszystko przez... wszystko przez Michałka... Przez tego drobnego, trochę nostalgicznie usposobionego chłopca, który dwa lata temu, w trakcie zajęć teatralnych, w chwili gdy opowiadałem dzieciom o Szekspirze (by oprócz praktyki zasiać im w głowach erudycyjne, niezbędne, ziarno teorii) przeczytał mi fragment słynnego monologu ,,być albo nie być". Przeczytał, a ja nie mogłem się pozbierać, szczególnie iż moja szczęka miała położenie horyzontalne, gdyż opadła do samej ziemi. Czułem wtedy, że zadziało się coś ważnego, coś czemu nie mogłem zaprzeczyć, coś co nie sam sobie wymyśliłem, ale coś, co samo niejako schwytało mnie za ramiona i kazało iść w stronę, w którą poszliśmy. Hamlet... To nie ja zabrałem się do Hamleta. To Hamlet zabrał się za mnie i za dzieci. Uwierzcie Państwo - przyszedł sam, a mi nie wypadało odmówić...
            Dwa lata pracy, która właściwie była wszystkim - ćwiczeniem aktorskim, zabawą w detektywów rozsnuwających mroki intryg i dochodzących do tego, co tam tak naprawdę się dzieje w tym ,,Hamlecie", ale też rozmową o życiu i śmierci, dyskusją o wielu ważnych rzeczach. O człowieku. O emocjach. O tym, czym jest dobro, a czym jest zło. Wiele takich rozmów za nami. Wiele wzruszeń i łez. Wiele uśmiechów. Wiele myśli. Wiele momentów szczególnych. Takich, jakich j eszcze nigdy i nigdzie nie przeżyłem.
            Jeśli miałbym powiedzieć, że tworzenie sztuki to kontakt z czymś transcendentnym, nieuchwytnym i pięknym, z pięknem w swojej najbardziej nieodgadnionej postaci, to ja to przeżyłem z tymi dziećmi w czasie prób, a oni nierzadko unosili się na takie wyżyny, których nigdy potem już pewnie nie dotkną i nie powtórzą, ale nie dlatego, że nie potrafią, ale dlatego, że zjawiska, takie wyjątkowe zjawiska, dzieją się tylko raz - potem już są tylko ich ślady, owszem nadal porywające, ale już zawsze wtórne wobec tego genialnego ,,pierwszego razu". Czuliśmy wszyscy wtedy, że oto dzieje się coś niezwykłego. Jakby anioł przechodził przez salę i muskał nas swoim muślinowym płaszczem. Panowało milczenie i działo się COŚ. Chciałbym z największą możliwą wdzięcznością podziękować tym małym aktorom za te wszystkie chwile, za to, co przeżyliśmy razem, za te łzy, które ciekły mi po policzkach, gdy oni grali.
I przekonali mnie, że dzieci są mądre. Że dzieci rozumieją więcej od nas, dorosłych - bo dzieci myślą sercem. Za to serce im wszystkim dziękuję.
            A Państwu życzę głębokich wzruszeń. I trochę wyrozumiałości dla ,,wariatów" - ich właśnie potrzeba w dzisiejszym świecie...

Tomasz Łysiak